Jesteś tutaj:


Start Czytelnia Boże Narodzenie Początek i koniec

Początek i koniec Drukuj Email

W kościołach choinki skrzą się tysiącami światełek. Śpiewamy jeszcze kolędy. Czas jednak pędzi. Dwa tygodnie temu witaliśmy z pasterzami małego Jezusa w stajni betlejemskiej, a dziś widzimy Go już dorosłego. Przychodzi nad Jordan, gdzie Jan udziela chrztu nawrócenia.

Chrzest Jana nie był sakramentem. Był zewnętrznym znakiem uczynionego przez grzesznika postanowienia poprawy, nawrócenia. Chrzciciel głosił, że w ten sposób należy przygotować się na spotkanie z nadchodzącym Mesjaszem. Chrzest od Jana przyjmowali najrozmaitsi ludzie: żołnierze, celnicy, sprzedajne dziewczęta, faryzeusze i inni. Dzieliło ich wiele, łączyło jedno: poczucie grzeszności i chęć nawrócenia.

Wśród tych wszystkich ludzi znalazł się pewnego dnia Jezus z Nazaretu. Nie był wtedy jeszcze znaną postacią. Tu miała się rozpocząć Jego publiczna działalność. Wszedł, jak inni, w wody Jordanu, by prosić Jana o chrzest. On jeden jedyny z całego tłumu, kłębiącego się nad brzegiem rzeki, tak naprawdę janowego chrztu nie potrzebował. Był przecież bez grzechu. Więcej - był Mesjaszem! Dlaczego zatem wszedł tamtego dnia do rzeki?

Żydzi przez wieki całe wyczekiwali przyjścia Pomazańca Bożego. Czas upływał, coraz to nowe nieszczęścia spotykały Naród Wybrany. Rzadko kiedy Izraelici mogli cieszyć się prawdziwą wolnością. W czasach Pana Jezusa byli pod okupacją rzymską. W takich okolicznościach coraz większą siłę przebicia miała idea Mesjasza - Władcy, który przyjdzie, by wyzwolić naród izraelski z niewoli politycznej. W takiej atmosferze pojawił się Jezus z Nazaretu, prawdziwy Bóg i prawdziwy Człowiek. Miał On jednak w sposób zupełnie inny, niż się tego spodziewali Żydzi, wypełnić Bożą obietnicę o Mesjaszu. Miał On wziąć na siebie największy z ludzkich ciężarów - ciężar grzechu. Ciężar, od którego żaden człowiek własnymi siłami uwolnić się nie potrafi.

Jezus wszedł do Jordanu, by wziąć na siebie wszystkie grzechy, które „spływały” w wody rzeki wraz z chrztem janowym. Był to jednak początek drogi. Jej zakończeniem miał się stać krzyż. Tam Zbawiciel zaniósł grzechy wszystkich ludzi, wszystkich czasów, narodów, języków. Tam dokonało się odkupienie. To, co zaczęło się w Jordanie, miało swoje wypełnienie na krzyżu. Początek drogi i jej koniec.

Kiedy dzisiaj patrzymy na chrzest Jezusa w Jordanie, kiedy w perspektywie widzimy już Jego krzyżową ofiarę, wróćmy myślą i modlitwą do skutków, jakie wniósł w nasze życie sakrament chrztu św., który przyjęliśmy przed laty. Jak wykorzystujemy dar, wysłużony dla nas przez Zbawiciela na drzewie krzyża?

Źródło - http://www.opiekun.kalisz.pl/KsGiera/Ziarno/KsGiera01_069_1.htm